niedziela, 22 września 2013

Rozdział trzeci

Harry's Pov

- Przeniosłam cię, bo nie mam już siły znosić twoich ciągłych wybryków. 
- Gdzie mnie przeniosłaś, do cholery? - dopiero teraz zauważyłem dwie walizki, stojące obok kanapy.
 - Do szkoły z internatem, Harry. [...] 


Przepraszam, ale chyba mi się przesłyszało.
Jakim prawem, ta kobieta przeniosła mnie do szkoły z internatem?
Że co, że jak?
Nie interesowało mnie to, że znowu związała się z tym gościem, pytam tylko dlaczego mnie przeniosła?!
Pewnie zrobiła to, za jego namową. Zabiję go...
 - Zabiję go - mruknąłem pod nosem.
 - Kogo? - spojrzała na mnie zdziwiona.
Jakby to nie było oczywiste.
- Robina - odpowiedziałem obojętnie.
Natychmiastowo zaczęła szybciej oddychać, wiedziała, że nie żartowałem. Przynajmniej słyszała w moim głosie powagę, a to nie oznaczało nic dobrego.
 - Harry - jej głos brzmiał jak góra lodowa, która się rozpadała - Nie zrobisz tego - szepnęła, bardziej do siebie niż do mnie. Nie miałem zamiaru mu tego odpuścić, już on mnie popamięta. Obiecuję.
- To przez niego - wysyczałem. - To przez niego to wszystko. Ty nigdy byś tego nie zrobiła. Nie wysłałabyś własnego syna do jakiejś cholernej szkoły, chuj wie jak daleko od domu! - zagotowało się we mnie.
- Harry, proszę - przełknęła ślinę, cofając się o krok.
- Nie! - krzyknąłem, wstałem i kopnąłem w stolik znajdujący się w salonie, który się przewrócił, a filiżanka stojąca na nim spadła i rozbiła się na kawałeczki.
- Harry! Synku, uspokój się! - krzyknęła przez łzy, ale ją zignorowałem i pospiesznie wkładając trampki wyszedłem z domu trzaskając drzwiami.
Przeczesałem nerwowo włosy, które opadły mi na czoło. Starałem się poukładać myśli. Byłem pewny, że to nie ona podjęła tą decyzję. Byłem pewien, że gdybym został w domu, to wmawiałaby mi, że to nie prawda i on nie ma z tym nic wspólnego. Ale kłamałaby.
Widziałbym to w jej oczach. Ona nie potrafiła kłamać. Nie to co ja.
Wyciągnąłem iPhona z kieszeni i zadzwoniłem do Gemmy, która oczywiście nie odbierała, była tak zapracowana, że nie miała czasu porozmawiać nawet z bratem.
Ale dobra, nie ważne, postanowiłem spotkać się z Lou, który ten pieprzony czas znalazł.
Dobry z niego kumpel, nie mogłem zaprzeczyć. On zawsze mi pomagał.  Jak dobrze, że z nim miałem na prawdę dobre kontakty i mógłby mnie wysłuchać.
Nawet gdybym pierdolił jak baba. - przemknęło mi przez myśl.
Doszedłem do baru, w którym mieliśmy się spotkać. Tommo już tam siedział z jakąś niunią, ale kiedy mnie zobaczył, mogłem domyśleć się, że kazał jej spierdalać. Zrobiłem głupawy wyraz twarzy, kiedy blondynka odchodziła.
Dosiadłem się do chłopaka i odezwałem się, próbując stłumić śmiech.
- Przeszkodziłem?
 Zaśmiał się.
- No coś ty. Siadaj - usiadłem i zamówiłem piwo.- No to co się stało? - zapytał.
- Mama. - jęknąłem.
- Oh, co znowu? - spojrzał na mnie, lekko przygryzając wargę.
- Zapisała mnie do szkoły z internatem - skrzywiłem się wypowiadając te słowa.
Wypluł piwo, tym samym powstrzymując mnie od zdradzenia dalszych szczegółów popapranego pomysłu mojej matki.
- Co? - jego oczy natychmiastowo się rozszerzyły.
Westchnąłem, wiedziałem, że nie przyjmie tego zbyt dobrze.
- Bujasz- jęknął.
Pokręciłem przecząco głową.
A nie mówiłem?
Louis wstał i zrzucił wszystko ze stołu przy którym siedzieliśmy, ludzie spojrzeli w naszym kierunku. Tomlinson warknął coś pod nosem i przewrócił stół w barze, złość w jego oczach pochłaniała wszystko, chłopak wyszedł, a ja siedziałem jak osłupiały. Nie wiedziałem, co zrobić.
Dobra, łatwo było go wyprowadzić z równowagi, ale nie wiedziałem, że aż tak.
W końcu wstałem zostawiając to miejsce w takim samym stanie w jakim zostawił go Tommo. Wybiegłem za nim, prawie przewracając się na ulicy.
Łamaga Styles. 

- Louis, czekaj! - jęknąłem, tracąc chęć do dalszego biegania, jednak udało mi się go dogonić i zatrzymałem go, łapiąc go za ramię. Przeczuwałem, że nie będzie chciał mnie słuchać i zaraz znowu odpierdoli coś głupiego, za co będzie musiał odpowiadać. Nie mogłem pozwolić mu stracić panowania, bo to na pewno źle by się dla niego skończyło.
 - Czego? - warknął na mnie. Nie spojrzał w moim kierunku, tylko nadal szedł przed siebie, jednak wyraźnie zwolnił.
 - Nie muszę wyjeżdżać. Mogę uciec - powiedziałem, chociaż to wcale nie brzmiało jak pocieszenie. Tylko jak jakaś tandeta, którą sobie wymyśliłem na poczekaniu. Wiadome było, że nawet gdybym uciekł matka znalazłaby mnie i siłą tam posłała.
 - Taa - splunął.
- Hej, nie będę tam uwięziony, będę mógł wychodzić.
- Loczek, ty nie rozumiesz? - spytał.
- Czego tym razem nie rozumiem? - westchnąłem unosząc brwi ze zdenerwowania.
- Nie chcę abyś wyjeżdżał, to zwali nasze relacje, nie będziemy się widywać - westchnął. I nagle zrozumiałem o co mu chodzi.
- Nie zwali. Będziemy się trzymać razem tak długo jak to możliwe, stary - mruknąłem.
Wreszcie udało nam się dogadać w tej sprawie. A przynajmniej tak mi się zdawało.
Nie chciałem wyjeżdżać, w sumie byłem temu tak samo przeciwny jak Lou, ale co miałam w tej kwestii do powiedzenia? No właśnie.
Nic.
Spacerowaliśmy po uliczkach Holmes Chapel i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, nawet ja nie wiedziałem kiedy miałbym wyjeżdżać. Na następny dzień? Tydzień? Miesiąc? O to chyba nie zamierzałem pytać. Wolałem tego nie wiedzieć.
Powoli zaczynało się robić ciemno, a ja nie miałem najmniejszej ochoty na to by wracać do domu. Po szóstym czy siódmym razie kiedy mama próbowała się do mnie dodzwonić, po prostu wyciszyłem dźwięk i schowałem telefon z powrotem do kieszeni.
Niech się trochę pomartwi.
Szliśmy z Lou obok siebie w milczeniu, do czasu kiedy cisza zaczęła mi przeszkadzać.
- Mam ochotę się nawalić - odezwałem się, po czym oblizałem wargi.
- Czytasz mi w myślach? - parsknął Tomlinson i dał mi sójkę w bok.
Śmiejąc się, skręciłem w lewo w stronę najbliższego klubu. Lou poszedł za mną. Kiedy wreszcie doszliśmy do odpowiedniego budynku zamówiłem nam po dwa piwa. Znaleźliśmy wolny stolik i wygodnie rozsiedliśmy się na kanapie.
Rozglądałem się po pomieszczeniu co jakiś czas popijając piwo. Cały czas czułem na sobie wzrok mojego kumpla.
- Co? - zmarszczyłem czoło. - Może zrobisz mi zdjęcie? Zostanie na dłużej - wywróciłem oczami.
Prychnął i odstawił na bok pustą butelkę.
- Myślę.
- Myślisz? - zaśmiałem się. - No nie gadaj, że najebałeś się jednym piwem, stary.
- Nieee, jeszcze nie jestem pijany - pokręcił głową. - Myślę.
- A o czym to tak myślisz?
- O tobie. Co zamierzasz z tym zrobić?
Wzruszyłem ramionami.
- Nie wiem - odpowiedziałem szczerze. - Raczej nie pozostaje mi nic innego jak tam jechać - mruknąłem i zacząłem bawić się swoimi palcami.
- Czyli tak jakbyś nic nie zamierzał - westchnął.
- A co mam zrobić? Wolę siedzieć w jakieś głupiej szkole niż znowu być w pobliżu Robina. Doskonale wiesz, że to przez niego. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
Wsłuchiwałem się w głośną muzykę znowu rozglądając się bez sensu.
- Chyba mam chcicę - westchnąłem w stronę Lou. - Zaraz wracam.
Wstałem i skierowałem się w stronę parkietu, na którym chwilę wcześniej zdążyłem zauważyć kilka tańczących młodych dziewczyn.
Złapałem jedną z nich za rękę i przyciągnąłem do siebie.
- Jak masz na imię? - spytałem, starając się przekrzyczeć muzykę.
- Megan - uśmiechnęła się do mnie, ukazując swoje białe zęby.
- Ja jestem Harry. Chcesz się zabawić?
- Pewnie! - powiedziała coś do swoich koleżanek, po czym grzecznie poszła ze mną na drugi koniec klubu. Zarzuciła mi ręce na szyję i wpiła się w moje wargi. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będę uprawiał seks z dziewczyną, która jest bardziej pijana ode mnie. Miała na sobie sukienkę co tylko ułatwiło sprawę. Jęknąłem w jej usta kiedy uderzyła swoimi biodrami o moje własne. Zacisnąłem jedną dłoń na jej karku, drugą zaś lekko unosząc jej sukienkę. Otworzyłem pierwsze lepsze drzwi, które jak się okazało prowadziły do jakiegoś magazynku. Nasze usta nie traciły ze sobą kontaktu podczas pozbywania się zbędnych ubrań. To był raczej jeden z szybszych numerków. Po kilku minutach było po wszystkim.
Skończywszy się ubierać wyszedłem z magazynku i wróciłem do stolika, przy którym nadal siedział Louis ze skrzyżowanymi rękami.
Przeczesałem swoje loki palcami, które aż krzyczały "właśnie skończyłem uprawiać seks!".
- Która godzina? - spytałem dopijając pozostawione przeze mnie wcześniej piwo.
- Kilka minut po pierwszej.
Chwilę się zastanowiłem.
- Chyba będę się zbierał. Zobaczymy się w szkole czy robisz sobie wolne?
- Nie wiem jeszcze.
- Dobra, do zobaczenia Lou - poklepałem go po ramieniu i wstałem zabierając z siedzenia bluzę. Nie wypiłem dużo, więc droga do domu przebiegła mi spokojnie i szybko.
Westchnąłem ciężko zanim wszedłem do domu. Zdjąłem bluzę oraz buty i poszedłem do kuchni, w której świeciło się światło. Moja mama siedziała przy stole w szlafroku i trzymała w dłoniach kubek z herbatą. Jej wzrok od razu spoczął na mnie kiedy przekroczyłem próg kuchni. Odetchnęła z ulgą, po czym wstała i niepewnie objęła mnie rękami w pasie wtulając się w mój tors.
Ponownie westchnąłem, ale nie odepchnąłem jej. Byłem od niej sporo wyższy więc patrzyłem na nią z góry. Uniosła głowę i spojrzała na moją twarz oczami pełnymi łez.
- Dlaczego nie odbierałeś telefonu? - spytała cicho. - Znowu piłeś.
Wzruszyłem ramionami.
- Tylko trochę.
Przymknęła oczy i westchnęła.
- Martwiłam się. Miałam nadzieję, że porozmawiamy na spokojnie i wszystko sobie wyjaś--
- W tej sprawie nie da się niczego wyjaśnić - przerwałem jej. - Po prostu daj mi spokój, okej? Jestem zmęczony, mogę iść spać?
Pokiwała głową, stanęła na palcach i cmoknęła mnie w policzek.
- Kocham Cię, synku. Bardzo Cię kocham. Śpij dobrze - szepnęła i opuściła kuchnię.
Stałem tak jeszcze kilka minut.
Napiłem się wody i zgasiłem światło. Poszedłem na górę do swojego pokoju i przebrałem się w spodnie od piżamy. Położyłem się na łóżku i przez długą chwilę nie mogłem zasnąć. Myślałem, że gorzej już być nie może, ale życie lubi mnie zaskakiwać.

sobota, 7 września 2013

Rozdział drugi

Harry's POV

Obudziłem się z potwornym kacem.
Spojrzałem na zegarek na szafce nocnej obok mojego łóżka, który wskazywał jedenastą dwadzieścia siedem. Cóż, spóźniłem się do szkoły, ale to wcale nie oznaczało, że nie miałem zamiaru się tam pojawić.
Mojej wiecznie czepiającej się matki Anne, pewnie już nie było w domu. Wstałem i jęknąłem zdenerwowany, kiedy ból głowy się nasilił.
Pieprzony kac.
Nie ważne.
Wstałem i poszedłem do kuchni, wziąłem tabletkę na ból głowy i wyjąłem butelkę wody z lodówki. Odkręciłem ją i upiłem długi łyk. Uśmiechnąłem się, ponieważ lodowata woda idealnie koiła mój ból. Albo przynajmniej go na chwilę złagodziła.
Usłyszałem dźwięk kluczy przekręcanych w zamku, zmarszczyłem czoło i odłożyłem wodę na blat.
Kiedy drzwi otworzyły się, zobaczyłem Robina. Byłego gacha mojej matki. Tak, to dokładnie ten facet zmienił mnie w tego kim teraz jestem. On był chyba jedyną osobą, której szczerze nienawidziłem i której nie byłem w stanie przebaczyć.
- Czego tu chcesz? - warknąłem zaciskając dłonie w pięści.
Zaśmiał się złośliwie
- Jesteś po prostu śmieszny, szczeniaku - parsknął. - Myślisz, że jak siejesz postrach w Holmes Chapel, to i mnie przestraszysz?
Gniew rósł we mnie.
- Wypierdalaj. - powiedziałem, jeszcze w miarę spokojny.
Znowu się zaśmiał.
- Masz trzy sekundy na opuszczenie tego domu. Nie żartuję.
- Jesteś śmieszny, nie boję się ciebie - warknął.
- Złe posunięcie - złośliwy uśmieszek ukazał się na mojej twarzy, kiedy podeszłem do niego i uderzyłem go w brzuch.
Zgiął się próbując złapać oddech, ale po chwili znowu stanął. Robin zamachnął się i uderzył mnie pięścią prosto w nos. Prawie natychmiast zaczęła się sączyć z niego krew. Rzuciłem się na niego z pięściami. Zacząłem uderzać go w brzuch, ramiona, plecy i głowę. Pchnąłem go na ścianę, a jego barki zderzyły się z nią.
- Jeszcze raz się tu pojawisz - splunąłem.
- To co? - wycharczał.
- Zabiję cię - odpowiedziałem bez wahania - Zrobię to, niezależnie od konsekwencji.
- Cały Harry. - zaczął. - Ciągle udający porywczego. Ale nie boję się ciebie.
Zadałem mu jeszcze jeden cios.
- Wynoś się - mruknąłem cały czerwony ze złości. - Nienawidzę cię, jesteś skończonym debilem.
- Niezapomnij, po kim taki jesteś.
- Brzydzę się tobą. - wysyczałem, przez zaciśniętę zęby.
Mężczyzna wyszedł z domu.
Chwilę minęło za nim się uspokoiłem. Poszedłem na górę do łazienki i spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Krew nadal sączyła się z mojego nosa. Szybko przemyłem ją zimną wodą i wyciągnąłem chusteczkę z małej apteczki, znajdującej się w szafce pod umywalką.
Westchnąłem.
Udałem się do mojego pokoju, stanąłem przed szafą i zacząłem wybierać jakieś ubrania. Kiedy byłem już gotowy, poszedłem do kuchni i wyrzuciłem zakrwawioną chusteczkę do kosza. Wyszedłem z domu trzaskając drzwiami. Wsiadłem do swojego czarnego range rovera, zapiąłem pasy i ruszyłem w stronę szkoły.
Dwunasta.
Za dwadzieścia pięć minut zaczyna się przerwa, powinienem dojechać tam w tym samym czasie kiedy ona się rozpocznie - pomyślałem.
Kiedy tylko dojechałem na szkolny parking mogłem dostrzec te wszystkie gapiące się małolaty. Niektóre to bym z chęcią przeleciał. Wyrzuciłem to ze swoich myśli i zaparkowałem na wolnym miejscu, które zazwyczaj zajmowałem. Gdy wyszedłem z samochodu wzrok uczniów był nadal skierowany w moją stronę. Słyszałem szepty różnych dzieciaków z młodszych klas, o tym, że "Warning przyjechał". Jak wcześniej mówiłem, miałem władzę nad tym miastem, a szkoła to było takie moje "małe królestwo".
Udałem się do sali od fizyki.
Opierałem się plecami o ścianę z rękami w kieszeniach moich czarnych spodni i patrzyłem na niektóre uczennice. Te w mojej klasie również nie były najgorsze, żadna z nich nie potrafiła przejść obok mnie i nie obejrzeć się za siebie. Zabrzmiał dzwonek. Uczniowie poudawali się do różnych klas, a tylko niektóre osoby z mojej klasy czekały pod salą fizyczną.
Proste.
Połowa była podzielona na informatykę. Kiedy przyszedł nauczyciel, wszyscy wchodzili do klasy, kiedy ja zamierzałem wejść do niej jako ostatni jak zawsze, położył dłoń na moim ramieniu, zatrzymując mnie. Spojrzałem na niego lekko zirytowany.
- Do dyrektorki - powiedział chłodno.
Skinąłem tylko głową. Niewysoki mężczyzna o siwym owłosieniu puścił moje ramię, wszedł do klasy i zamknął drzwi. Bez słowa znowu włożyłem ręce do kieszeni i udałem się do gabinetu dyrektorki. Przyznam, że jej gabinet to było pomieszczenie w szkole, w którym spędzałem więcej czasu niż na lekcjach.
Ciekawe czego znowu chciała. Może seksu? Zaśmiałem się pod nosem i oblizałem wargi. Doszedłem do odpowiednich drzwi i zapukałem. Usłyszałem słabe "zapraszam". Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.
- Chciała mnie pani widzieć.
- Usiądź - jej krzesło, które wcześniej było skierowane na okno, zwróciło się teraz w moim kierunku. Skinąłem i usiadłem wygodnie na doskonale znanym mi czarnym krześle.
- Słucham? - odezwałem się po kilku sekundach ciszy.
- Znowu przychodzisz trzy godziny po rozpoczęciu lekcji. Lepiej byłoby chyba gdybyś wcale się nie pojawił. Dodatkowo, nie mieliśmy żadnej informacji od twojej matki odnośnie tego, dlaczego w tamtym tygodniu codziennie pojawiałeś się godzinę przed końcem zajęć. Dzwoniłam do niej i ona potwierdziła, że o tym nie wiedziała.
Westchnąłem, mogłem spodziewać się, że kiedyś się wyda.
- Dzisiaj zaspałem. Dodatkowo były gach mojej-
- Kto? - uniosła karcąco brew.
- Były partner mojej matki - poprawiłem się i powstrzymałem chęć wywrócenia oczami. - Złożył niespodziewaną wizytę w naszym domu i zaczął okładać mnie pięściami. Byłbym wcześniej, gdyby nie to, że on zatrzymał mnie w domu. Gdybym wyszedł, mógłby zrobić mi coś kiedy nie widziałbym tego, albo ukradłby coś.
- Zawiadomiłeś policję?
- Nie. Jak mówiłem, śpieszyłem się do szkoły, chciałem zdążyć zanim przerwa dobiegnie ku końcu. Właściwie ten człowiek chyba złamał mi nos - powiedziałem, ponieważ krew znowu zaczęła sączyć się z mojej przegrody.
Kobieta od razu podała mi chusteczki, jedną wytarłem dłonie, które zakrwawiły mi się w ciągu tych kilku sekund, a drugą złożyłem i przyłożyłem do nosa.
- Myślę, że powinieneś odwiedzić gabinet pielęgniarki. - zasugerowała.
- Nie, to na prawdę nie jest potrzebne - uśmiechnąłem się delikatnie do starszej kobiety, a ona odwzajemniła gest. - To wszystko? - zapytałem.
- Nie. Masz zaliczone tylko czterdzieści procent z każdego obowiązkowego przedmiotu, jeżeli tak dalej będzie, twoja frekwencja spadnie jeszcze bardziej i nie zdasz. - teraz jakby mną potrząsnęło. Nie zdam? Cholera, jest maj, mam na prawdę mało czasu. Nie odpowiedziałem tylko skinąłem głową. Zamurowało mnie.
- Teraz to wszystko, możesz iść na lekcję - pożegnałem się z kobietą i udałem się w kierunku sali od fizyki. Znowu.
Wszedłem do klasy i zająłem swoje stałe miejsce w ostatniej ławce przy oknie. W sumie nie za bardzo skupiałem na tym co nauczyciel mówił, po prostu robiłem te pieprzone notatki, chociaż głowa nadal bardzo mnie bolała. Nawet nie byłem w stanie opisać, jak bardzo mnie bolała.
Kolejne trzy lekcje minęły mi dosyć szybko i w sumie nie musiałem nic robić, nie brali mnie do tablicy, nie brali mnie do odpowiedzi, tylko babka od religii poprosiła mnie, abym powiedział jej o czymś, o czym kompletnie nie wiedziałem. Właściwie to nawet nie znałem pytania.
Standard.
Po skończonych lekcjach ponownie wsiadłem do mojego range rovera i pojechałem do domu. Kiedy tylko tam dojechałem, okazało się, że moja matka jest już w domu. Świetnie, jeszcze tego mi brakowało. Przekroczyłem próg domu, a ona przywitała mnie spojrzeniem mówiącym "Masz wpierdol lokaty".
- Musimy porozmawiać - zaczęła poważnie.
Odchrząknąłem. Znowu rozmowa? Serio?
Poważnie, na dzisiaj miałem dosyć rozmów i innych gówien. Chciałem tylko odpocząć. O tak wiele prosiłem? Najwidoczniej. Zdjąłem buty, bo jeszcze za to by mi się dostało i poszedłem do salonu.
- Słucham - wyłożyłem dłonie w geście poddania, chociaż tak na prawdę kpiłem z niej.
- Zachowaj to dla siebie. - burknęła. Ułożyłem swoje dłonie na biodrach i uniosłem jedną brew, a ona nerwowo przechadzała się po salonie.
- Będziesz tak chodzić, czy wreszcie powiesz mi o co ci chodzi? - westchnąłem w jej kierunku, spojrzała na mnie zrezygnowana.
- Mam dla ciebie dwie wiadomości. Niekoniecznie przypadną ci do gustu.
- Od jakiś pięciu minut jestem zamieniony w słuch by cię wysłuchać, ale nadal nie powiedziałaś mi o chodzi. - oblizałem wargi.
- Cóż... Zdenerwujesz się tym, co ci zaraz powiem.
- Już w tej chwili jestem zdenerwowany, że tyle to przeciągasz.
- Uh, pierwsza rzecz, znowu związałam się z Robinem i nie podoba mi się to jak rano go potraktowałeś.
- Co kurwa? - otworzyłem szeroko oczy. Moja matka znowu stała się tak naiwna i związała się z nim. Najwidoczniej nadal jest głupia i nie dorosła, do tego by zrozumieć w końcu co on jej zrobił. - Jak to ja go potraktowałem?
- Harry, rzuciłeś się na niego z pięściami - powiedziała spokojnie i bacznie mi się przyglądała. Najwidoczniej bała się tego, że jeżeli wybuchnę, to może być na prawdę źle.
- Nie ważne - wzruszyłem ramionami. - A ta druga informacja, to...? - westchnąłem.
- Przeniosłam cię.
- Co? Jak to 'przeniosłaś mnie'?
- Przeniosłam cię, bo nie mam już siły znosić twoich ciągłych wybryków.
- Gdzie mnie przeniosłaś, do cholery? - dopiero teraz zauważyłem dwie walizki, stojące obok kanapy.
- Do szkoły z internatem, Harry.
Usiadłem na fotelu i patrzyłem na nią tępo. Drugi raz tego dnia mnie zamurowało.
Po prostu nie mogłem uwierzyć, że moja własna matka mogłaby zrobić mi coś takiego.

sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział pierwszy.

Harry's POV

Niedziela. Kolejny nudny dzień. Mój umysł podpowiadał mi, żeby zabalować. Tak jak zawsze. Nie byłem od tego uzależniony, tak po prostu obracało się moje życie. Piłem, paliłem, ćpałem, uprawiałem seks. Co w tym dziwnego? Zapewne, moja matka, Anne, znowu będzie mi truła. Gdzie wychodzę. Z kim wychodzę. Na jak długo i po co. 
Wywróciłem oczami. Miałem już siedemnaście lat, mogłem robić co mi się podobało, a ona nie powinna się tym interesować. W sumie odkąd pamiętam, zawsze było "Gemma, to Gemma tamto... A Gemma jest taka nie taka i powinieneś brać z niej przykład". A odkąd Gemma się wyprowadziła i nie odzywała się do niej, ani razu mnie do niej nie porównała. 
Stałem w swoim pokoju przed szafą i wybierałem ciuchy, w których miałem wyjść.
- Harry? - usłyszałem głos mojej matki, przez otwartą szczelinę drzwi do mojego pokoju. Brzmiała tak niewinnie. - Wychodzisz? - jej ton momentalnie z niewinnego zmienił się w surowy, kiedy weszła do pokoju.
- Może. Nie interesuj się. To nie jest twoje życie - splunąłem. 
Jej oczy gwałtownie się rozszerzyły. Skończyłem dobierać ciuchy, a ona nadal dziwnie na mnie patrzyła.
- Nie tym tonem, mój drogi - rzuciła.
Usiadłem na łóżku i spojrzałem jej w oczy, po czym nadal na nią patrząc, wywróciłem nimi. 
Westchnęła tylko zrezygnowana i wyszła z mojego pokoju. 
Nareszcie, będę miał od niej chwilę spokoju. Codziennie jest "zrób to", albo "zrób tamto", jak nie "prosiłam cię oto już dawno temu". Nie jestem robotem, ani nie będę pod pantoflem kobiety, z tego wszystkiego byłem wyzwolony, nie rozumiałem więc o co jej chodziło? Jej fagas mnie zmienił. Jej fagas zmienił moje poglądy. Ale i tak zawsze wszystko było moją winą.
Przed zamknięciem drzwi spojrzała na mnie po raz ostatni. 
Westchnąłem. 

Nie chciałem jej tak traktować, ale po prostu denerwowało mnie to, że ciągle ingerowała w to co robię. Nie miałem przed nią sekretów. Chyba, że tych z kim wychodzę, po co i dlaczego?
Wyszedłem z domu i udałem się do najbliższego klubu w moim rodzinnym mieście. Nie było tutaj zbyt wielu atrakcji, ale to było jednak zawsze coś. Jęknąłem, wiedząc, że dzisiaj musiałem uważać, jeżeli nie chciałem podpaść matce. Zwykle kiedy bywałem w tym miejscu zapominałem o rzeczywistości. Oczywiście, zawsze znalazł się ktoś w klubie, kto po prostu miał ochotę zwrócić mi uwagę i wyprowadzić, ale nie mieli do tego podstaw, ponieważ nie łamałem regulaminu. 
Ha! Jak zawsze. 
Zawadiacki uśmieszek pojawił się na moich ustach, kiedy przekroczyłem progi klubu.
- Styles, suko! - usłyszałem głos blondyna. 
Znowu się uśmiechnąłem i przybiłem z nim piątkę. Rozejrzałem się po otoczeniu i zorientowałem się, że Tomlinson już kogoś wyrwał.
- A to bestia - zaśmiałem się - Biedna dziewczyna, jeszcze nie wie, że będzie jego w łóżku - całą trójką wybuchliśmy śmiechem. Przyglądałem się temu z zaciekawieniem, kiedy zauważyłem, że ręka mojego przyjaciela lądowała na udzie dziewczyny. Znowu zachichotałem. Tak po prostu zawsze jest, pomyślałem. 
Poprosiłem barmana, aby nalał mi setkę i tak co chwila. Przestałem liczyć ile wypiłem, aż w końcu znalazłem się na parkiecie. Zacząłem całować się z jakąś laską. Mmm, dobra z niej dupa, znowu pomyślałem. Ciekawa jaka jest w łóżku. Zaśmiałem się na tę uwagę, mimo, że jej nie wypowiedziałem. - Sprawdźmy to - powiedziałem do niej, nadal wprawiając ją w ruchy taneczne. 
- Co? - słyszałem jej szept, za pewne krzyczała do mnie, ale w pomieszczeniu było cholernie głośno, abym mógł nazwać to krzykiem. 
Uśmiechnąłem się do niej.
- Chodź za mną - pociągnąłem ją za rękę, a chwilę później znaleźliśmy się w łazience. Zamknąłem drzwi i zacząłem powoli zdejmować z niej ubrania. Przywarłem ustami do jej szyi, robiąc na niej soczystą malinkę. Po jakiś piętnastu minutach wszedłem w nią, całą swoją długością i zacząłem mocno się w niej poruszać. Jęczała głośno moje imię. Przyznam, że podobało mi się to. Ogólnie podobało mi się, kiedy miałem władzę nad dziewczyną i mogłem z nią robić co tylko chciałem. 
Kiedy skończyliśmy, szybko ubrałem się i wróciłem do chłopaków. Żadnego z nich nie było już przy "naszym" stole. 
Gdzie oni są, do cholery? 
Nerwowo przeczesałem dłonią włosy. Zapewne byli tak samo nawaleni, jak ja, wyrwali jakieś dziewczyny i są w drodze do domu, aby je przelecieć. Pokręciłem głową. 
Cali my. 
Usiadłem i wypiłem jedno piwo, które zamówiłem. Przez chwilę zastanawiałem się co jeszcze by tu zrobić.
Jednak co mi pozostało? Bez chłopaków nie dało się dobrze bawić. 
Zrezygnowany wyszedłem z klubu i zacząłem kierować się w stronę domu. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał drugą nad ranem, a może było później. Nie wiem. 
Byłem zalany w trzy dupy, a obraz rozmazywał mi się w taki sposób, że trudno było mi cokolwiek dokładnie zobaczyć. W każdym razie, kiedy wreszcie udało mi się dotrzeć do domu, starałem się narobić jak najmniej hałasu, mając nadzieję, że moja matka śpi. 
Przyznam, że mi się to udawało, do czasu kiedy zdejmując na korytarzu buty, zachwiałem się i wpadłem na szafkę, zrzucając z niej mały wazonik z kwiatkami. 
- Kurwa mać - wymamrotałem pod nosem, omijając kawałki rozbitego wazonu i kałuży wody. 
Skierowałem się na schody prowadzące na piętro.
- Gdzie byłeś? - rzuciła ostro moja matka, patrząc na mnie zdenerwowana. Mógłbym przysiąc, że pojawiła się znikąd.
- W klubie. - odpowiedziałem potulnie i chwiejnym krokiem udałem się na górę do mojego pokoju, gdzie od razu rzuciłem się na łóżko. 
Nie dane mi było jednak zasnąć, bo moja matka wparowała do pokoju jak burza.
- Od jutra nigdzie nie wychodzisz. Mam dosyć. Mam dosyć dowiadywania się, że jesteś na komisariacie, albo nie wróciłeś do domu bo śpisz pod drzewem. Mam dosyć, kiedy wracasz wyglądając właśnie o tak. 
Wskazała na pijanego i wykończonego mnie.
- A wiesz czego ja mam dosyć? - wstałem i spojrzałem jej w oczy - Ciebie. I tego, że ciągle się mnie czepiasz. Nic się nie zmieniłaś od czasu wyprowadzki Gemmy. Zawsze wszystko jest moją winą. A dlaczego tak jest? Bo twój pieprzony kutas mnie zmienił. Nie pamiętasz? Kiedy on mnie bił, nawet nie stawałaś za mną w obronie. 
- Nie mów tak! - krzyknęła.
- Wiesz co? Mam dosyć rozmowy z tobą. Po prostu Cię nienawidzę. Mam ochotę, abyś raz na zawsze zniknęła z mojego życia - splunąłem - Zjebałaś mi je. 
Nie odezwała się. A ja po prostu ponownie położyłem się na łóżku, jakby nic się nie stało. Nie chciałem tego. Ale, coś się we mnie gotowało. Nie chciałem jej powiedzieć, że jej nienawidzę, tak po prostu wyszło. 
Bez słowa wyszła z mojego pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Chciałem żeby wróciła, chciałem przytulić ją i przeprosić. Wiedziałem, że ją to zabolało, nawet bardzo. 
Ale nie mogłem. 
Wiedziałem, że skończyłoby się to tylko większą awanturą. To nie tak, że byłem bez uczuć. Ona po prostu mnie zdenerwowała, a ilość alkoholu w mojej krwi, nie pomogła mi z panowaniem nad sobą. Nigdy w życiu nie spodziewałbym się, że nasza rozmowa zejdzie, na taki temat. Jej pierdolona ciekawość.
Nie mogę sam siebie za to obwiniać. Ona też zawiniła. Nie była bez winy. Ja nie widziałem w swoim zachowaniu niczego dziwnego, zawsze tak jest, kiedy jestem pijany. No może, po za tym, że dzisiaj pierwszy raz w życiu powiedziałem jej, że jej nienawidzę. 
Ugh. 
Styles, ty skurwielku. Skarciłem siebie żartobliwie. 
Oczywiście, że nie chciałem jej tego powiedzieć, ale cóż poradzę? Jestem przestrogą. Nawet dla niej. Nie bez powodu nazywają mnie "Warning".
Leżąc z twarzą ukrytą w poduszce, na prawdę długo myślałem. Słyszałem cichy płacz mojej matki, ale nie poszedłem do niej. 
Nie przejął mnie. 
Przejrzałem ją. Chciała zrobić z siebie poszkodowaną, a ze mnie jakiegoś potwora, ale nie pozwolę jej zrobić ze mnie potulnego pieseczka. Nie będę pantoflarzem i nie dam się uwiązać. Nie taka była moja natura. Zdenerwowany po prostu zasnąłem. Co niby miałem robić przez resztę nocy? 
No właśnie.

piątek, 30 sierpnia 2013

Prologue.

Harry's POV

"To się zbliża, nawet ty to wiesz. Ale jak wielki to będzie wybuch... będzie nas bolał, czy uśmierzył ból?"


Miałem dosyć szarej rzeczywistości. Na każdym kroku znalazłby się ktoś, kto mnie wkurwiał. Miałem dosyć tej pieprzonej dziury Holmes Chapel. Chciałem się z niej wyrwać, jak najszybciej. Pieniądze, seks, alkohol, narkotyki, papierosy odciągały mnie od tej nudnej realności.
Nigdy nie byłem typem grzecznego ułożonego chłopca, w sumie nigdy mi się do takiego nie śpieszyło. Moje zachowanie zmieniło się przez mojego ojczyma, który znęcał się nade mną używając przemocy. Bił mnie. Moja matka, Anne, kiedy tylko się o tym dowiedziała, rozstała się ze skurwielem i dobrze.  Od tego czasu moje zachowanie zmieniło się diametralnie. Żałuję? Nie. Miałem wszystko czego mogłem chcieć. Masę przyjaciół, laski które na mnie leciały bez względu na to co bym zrobił.
W mieście wszyscy znali mnie jako tego złego. Zawsze kiedy coś się działo, na przykład płonął dom, było na mnie. Nie wiem skąd oni to wiedzieli, ale po prostu mieli rację. Byłem postrachem w tym mieście i tylko nieliczni się mnie nie bali. Tylko niektórzy na prawdę mnie rozumieli. Zrozumienie? Nie potrzebowałem tego. Mogłem być sam. Prędzej czy później to miasto i tak poszłoby z dymem, niezależnie czy ja bym to zrobił czy nie. Tak po prostu by było.
Nie interesowało mnie to, że nadużywałem dziewczyn do swoich własnych potrzeb. One po prostu mi ulegały i to było zajebiste. Mogłem tylko skinąć palcem, a już szlaja dziwek z ulicy przypałętałaby się pod mój dom. Zajebiste było to, że nad Holmes Chapel miałem większą władzę, niż prezydent tego zadupia. Jak można byłoby mnie opisać jednym słowem? Król piekła i bólu. W mieście nazywano mnie "Warming", byłem przestrogą dla każdego napotkanego człowieka, a jeżeli już jakiemuś spojrzałem w oczy, to mógł być pewien, że długo nie pożyję. Taka była moja natura. I nie chciałem tego zmieniać...
Pieprzyć wszystko.