Harry's Pov
- Gdzie mnie przeniosłaś, do cholery? - dopiero teraz zauważyłem dwie walizki, stojące obok kanapy.
- Do szkoły z internatem, Harry. [...]
Przepraszam, ale chyba mi się przesłyszało.
Jakim prawem, ta kobieta przeniosła mnie do szkoły z internatem?
Że co, że jak?
Nie interesowało mnie to, że znowu związała się z tym gościem, pytam tylko dlaczego mnie przeniosła?!
Pewnie zrobiła to, za jego namową. Zabiję go...
- Zabiję go - mruknąłem pod nosem.
- Kogo? - spojrzała na mnie zdziwiona.
Jakby to nie było oczywiste.
- Robina - odpowiedziałem obojętnie.
Natychmiastowo zaczęła szybciej oddychać, wiedziała, że nie żartowałem. Przynajmniej słyszała w moim głosie powagę, a to nie oznaczało nic dobrego.
- Harry - jej głos brzmiał jak góra lodowa, która się rozpadała - Nie zrobisz tego - szepnęła, bardziej do siebie niż do mnie. Nie miałem zamiaru mu tego odpuścić, już on mnie popamięta. Obiecuję.
- To przez niego - wysyczałem. - To przez niego to wszystko. Ty nigdy byś tego nie zrobiła. Nie wysłałabyś własnego syna do jakiejś cholernej szkoły, chuj wie jak daleko od domu! - zagotowało się we mnie.
- Harry, proszę - przełknęła ślinę, cofając się o krok.
- Nie! - krzyknąłem, wstałem i kopnąłem w stolik znajdujący się w salonie, który się przewrócił, a filiżanka stojąca na nim spadła i rozbiła się na kawałeczki.
- Harry! Synku, uspokój się! - krzyknęła przez łzy, ale ją zignorowałem i pospiesznie wkładając trampki wyszedłem z domu trzaskając drzwiami.
Przeczesałem nerwowo włosy, które opadły mi na czoło. Starałem się poukładać myśli. Byłem pewny, że to nie ona podjęła tą decyzję. Byłem pewien, że gdybym został w domu, to wmawiałaby mi, że to nie prawda i on nie ma z tym nic wspólnego. Ale kłamałaby.
Widziałbym to w jej oczach. Ona nie potrafiła kłamać. Nie to co ja.
Wyciągnąłem iPhona z kieszeni i zadzwoniłem do Gemmy, która oczywiście nie odbierała, była tak zapracowana, że nie miała czasu porozmawiać nawet z bratem.
Ale dobra, nie ważne, postanowiłem spotkać się z Lou, który ten pieprzony czas znalazł.
Dobry z niego kumpel, nie mogłem zaprzeczyć. On zawsze mi pomagał. Jak dobrze, że z nim miałem na prawdę dobre kontakty i mógłby mnie wysłuchać.
Nawet gdybym pierdolił jak baba. - przemknęło mi przez myśl.
Doszedłem do baru, w którym mieliśmy się spotkać. Tommo już tam siedział z jakąś niunią, ale kiedy mnie zobaczył, mogłem domyśleć się, że kazał jej spierdalać. Zrobiłem głupawy wyraz twarzy, kiedy blondynka odchodziła.
Dosiadłem się do chłopaka i odezwałem się, próbując stłumić śmiech.
- Przeszkodziłem?
Zaśmiał się.
- No coś ty. Siadaj - usiadłem i zamówiłem piwo.- No to co się stało? - zapytał.
- Mama. - jęknąłem.
- Oh, co znowu? - spojrzał na mnie, lekko przygryzając wargę.
- Zapisała mnie do szkoły z internatem - skrzywiłem się wypowiadając te słowa.
Wypluł piwo, tym samym powstrzymując mnie od zdradzenia dalszych szczegółów popapranego pomysłu mojej matki.
- Co? - jego oczy natychmiastowo się rozszerzyły.
Westchnąłem, wiedziałem, że nie przyjmie tego zbyt dobrze.
- Bujasz- jęknął.
Pokręciłem przecząco głową.
A nie mówiłem?
Louis wstał i zrzucił wszystko ze stołu przy którym siedzieliśmy, ludzie spojrzeli w naszym kierunku. Tomlinson warknął coś pod nosem i przewrócił stół w barze, złość w jego oczach pochłaniała wszystko, chłopak wyszedł, a ja siedziałem jak osłupiały. Nie wiedziałem, co zrobić.
Dobra, łatwo było go wyprowadzić z równowagi, ale nie wiedziałem, że aż tak.
W końcu wstałem zostawiając to miejsce w takim samym stanie w jakim zostawił go Tommo. Wybiegłem za nim, prawie przewracając się na ulicy.
Łamaga Styles.
- Louis, czekaj! - jęknąłem, tracąc chęć do dalszego biegania, jednak udało mi się go dogonić i zatrzymałem go, łapiąc go za ramię. Przeczuwałem, że nie będzie chciał mnie słuchać i zaraz znowu odpierdoli coś głupiego, za co będzie musiał odpowiadać. Nie mogłem pozwolić mu stracić panowania, bo to na pewno źle by się dla niego skończyło.
- Czego? - warknął na mnie. Nie spojrzał w moim kierunku, tylko nadal szedł przed siebie, jednak wyraźnie zwolnił.
- Nie muszę wyjeżdżać. Mogę uciec - powiedziałem, chociaż to wcale nie brzmiało jak pocieszenie. Tylko jak jakaś tandeta, którą sobie wymyśliłem na poczekaniu. Wiadome było, że nawet gdybym uciekł matka znalazłaby mnie i siłą tam posłała.
- Taa - splunął.
- Hej, nie będę tam uwięziony, będę mógł wychodzić.
- Loczek, ty nie rozumiesz? - spytał.
- Czego tym razem nie rozumiem? - westchnąłem unosząc brwi ze zdenerwowania.
- Nie chcę abyś wyjeżdżał, to zwali nasze relacje, nie będziemy się widywać - westchnął. I nagle zrozumiałem o co mu chodzi.
- Nie zwali. Będziemy się trzymać razem tak długo jak to możliwe, stary - mruknąłem.
Wreszcie udało nam się dogadać w tej sprawie. A przynajmniej tak mi się zdawało.
Nie chciałem wyjeżdżać, w sumie byłem temu tak samo przeciwny jak Lou, ale co miałam w tej kwestii do powiedzenia? No właśnie.
Nic.
Spacerowaliśmy po uliczkach Holmes Chapel i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, nawet ja nie wiedziałem kiedy miałbym wyjeżdżać. Na następny dzień? Tydzień? Miesiąc? O to chyba nie zamierzałem pytać. Wolałem tego nie wiedzieć.
Powoli zaczynało się robić ciemno, a ja nie miałem najmniejszej ochoty na to by wracać do domu. Po szóstym czy siódmym razie kiedy mama próbowała się do mnie dodzwonić, po prostu wyciszyłem dźwięk i schowałem telefon z powrotem do kieszeni.
Niech się trochę pomartwi.
Szliśmy z Lou obok siebie w milczeniu, do czasu kiedy cisza zaczęła mi przeszkadzać.
- Mam ochotę się nawalić - odezwałem się, po czym oblizałem wargi.
- Czytasz mi w myślach? - parsknął Tomlinson i dał mi sójkę w bok.
Śmiejąc się, skręciłem w lewo w stronę najbliższego klubu. Lou poszedł za mną. Kiedy wreszcie doszliśmy do odpowiedniego budynku zamówiłem nam po dwa piwa. Znaleźliśmy wolny stolik i wygodnie rozsiedliśmy się na kanapie.
Rozglądałem się po pomieszczeniu co jakiś czas popijając piwo. Cały czas czułem na sobie wzrok mojego kumpla.
- Co? - zmarszczyłem czoło. - Może zrobisz mi zdjęcie? Zostanie na dłużej - wywróciłem oczami.
Prychnął i odstawił na bok pustą butelkę.
- Myślę.
- Myślisz? - zaśmiałem się. - No nie gadaj, że najebałeś się jednym piwem, stary.
- Nieee, jeszcze nie jestem pijany - pokręcił głową. - Myślę.
- A o czym to tak myślisz?
- O tobie. Co zamierzasz z tym zrobić?
Wzruszyłem ramionami.
- Nie wiem - odpowiedziałem szczerze. - Raczej nie pozostaje mi nic innego jak tam jechać - mruknąłem i zacząłem bawić się swoimi palcami.
- Czyli tak jakbyś nic nie zamierzał - westchnął.
- A co mam zrobić? Wolę siedzieć w jakieś głupiej szkole niż znowu być w pobliżu Robina. Doskonale wiesz, że to przez niego. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
Wsłuchiwałem się w głośną muzykę znowu rozglądając się bez sensu.
- Chyba mam chcicę - westchnąłem w stronę Lou. - Zaraz wracam.
Wstałem i skierowałem się w stronę parkietu, na którym chwilę wcześniej zdążyłem zauważyć kilka tańczących młodych dziewczyn.
Złapałem jedną z nich za rękę i przyciągnąłem do siebie.
- Jak masz na imię? - spytałem, starając się przekrzyczeć muzykę.
- Megan - uśmiechnęła się do mnie, ukazując swoje białe zęby.
- Ja jestem Harry. Chcesz się zabawić?
- Pewnie! - powiedziała coś do swoich koleżanek, po czym grzecznie poszła ze mną na drugi koniec klubu. Zarzuciła mi ręce na szyję i wpiła się w moje wargi. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będę uprawiał seks z dziewczyną, która jest bardziej pijana ode mnie. Miała na sobie sukienkę co tylko ułatwiło sprawę. Jęknąłem w jej usta kiedy uderzyła swoimi biodrami o moje własne. Zacisnąłem jedną dłoń na jej karku, drugą zaś lekko unosząc jej sukienkę. Otworzyłem pierwsze lepsze drzwi, które jak się okazało prowadziły do jakiegoś magazynku. Nasze usta nie traciły ze sobą kontaktu podczas pozbywania się zbędnych ubrań. To był raczej jeden z szybszych numerków. Po kilku minutach było po wszystkim.
Skończywszy się ubierać wyszedłem z magazynku i wróciłem do stolika, przy którym nadal siedział Louis ze skrzyżowanymi rękami.
Przeczesałem swoje loki palcami, które aż krzyczały "właśnie skończyłem uprawiać seks!".
- Która godzina? - spytałem dopijając pozostawione przeze mnie wcześniej piwo.
- Kilka minut po pierwszej.
Chwilę się zastanowiłem.
- Chyba będę się zbierał. Zobaczymy się w szkole czy robisz sobie wolne?
- Nie wiem jeszcze.
- Dobra, do zobaczenia Lou - poklepałem go po ramieniu i wstałem zabierając z siedzenia bluzę. Nie wypiłem dużo, więc droga do domu przebiegła mi spokojnie i szybko.
Westchnąłem ciężko zanim wszedłem do domu. Zdjąłem bluzę oraz buty i poszedłem do kuchni, w której świeciło się światło. Moja mama siedziała przy stole w szlafroku i trzymała w dłoniach kubek z herbatą. Jej wzrok od razu spoczął na mnie kiedy przekroczyłem próg kuchni. Odetchnęła z ulgą, po czym wstała i niepewnie objęła mnie rękami w pasie wtulając się w mój tors.
Ponownie westchnąłem, ale nie odepchnąłem jej. Byłem od niej sporo wyższy więc patrzyłem na nią z góry. Uniosła głowę i spojrzała na moją twarz oczami pełnymi łez.
- Dlaczego nie odbierałeś telefonu? - spytała cicho. - Znowu piłeś.
Wzruszyłem ramionami.
- Tylko trochę.
Przymknęła oczy i westchnęła.
- Martwiłam się. Miałam nadzieję, że porozmawiamy na spokojnie i wszystko sobie wyjaś--
- W tej sprawie nie da się niczego wyjaśnić - przerwałem jej. - Po prostu daj mi spokój, okej? Jestem zmęczony, mogę iść spać?
Pokiwała głową, stanęła na palcach i cmoknęła mnie w policzek.
- Kocham Cię, synku. Bardzo Cię kocham. Śpij dobrze - szepnęła i opuściła kuchnię.
Stałem tak jeszcze kilka minut.
Napiłem się wody i zgasiłem światło. Poszedłem na górę do swojego pokoju i przebrałem się w spodnie od piżamy. Położyłem się na łóżku i przez długą chwilę nie mogłem zasnąć. Myślałem, że gorzej już być nie może, ale życie lubi mnie zaskakiwać.